piątek, 20 maja 2022

Modlitwy do Pani

 Głowa pełna późnych, zimowych popołudni. Tych wszystkich minionych, zlanych w jedno złożone wrażenie: błękitu zabarwionego morzem, złota wyłonionego zza czarnych, drzewnych postaci, dźwięków śniegu skrzypiącego pod stopami jak stara szafa w sypialniach prababek. Kiedy przymykam oczy czuję wkłuwającą się w skórę przestrzeń, w nozdrzach zapach powolnego umierania dnia, w płucach świeżość naiwności nieskalanej doświadczeniem czasu. Widzę rdzawe przebłyski na zasypiających widnokręgach jak docierają do mnie i rozlewają się zorzą - fantastyczne półprzezroczystości, nieziemskie piękności - i wirują dalej, układają się w okręgi, oplatają mnie wstęgami wizualnej rozkoszy. Czasem marzę o zostaniu na zawsze w tym obrazie; zamknięta w wolności piękna przenikam przez prądy powietrzne a one nicują mnie, przesiewają aż rozpadam się na drobinki do nich podobne. Rodzę się do bycia powietrzem, łuną, wiatrem, barwą, odbiciem, szkiełkiem błyszczącym wśród śnieżnej połaci. Bezkrytycznie potrzebnie.